Słyszałaś/słyszałeś już być może o Lammily, lalce, która jest alternatywą dla „tradycyjnej” Barbie. Zamiast zalotnych, sterczących blond kosmyków (kto czesał, ten wie jak trudno było zrobić Barbie sensowną kitę ;)) – proste, ciemne włosy. Zamiast nienaturalnie dużego wcięcia w talii – naturalne zaokrąglenia. Zwykła nastolatka, jakich wiele:
Problemy z samoakceptacją, diety, anoreksja, dążenie do ideału… Często mówi się o tym, że dziewczyny, osaczone modelami doskonałych kobiet są narażone na te i wiele innych zagrożeń. Nic więc dziwnego, że na „staruszkę” Barbie, wciąż popularną wśród dziewczynek, rzucono nowe światło. Lammily budziła sprzeczne zdania, jednak w dużej mierze były to głosy poparcia. Sama nie przeceniałam jednak tego projektu, a całą tę nagonkę na Barbie traktowałam z pewnym dystansem. Po pierwsze: sama byłam posiadaczką całkiem sporej gromadki „Barbiów” i moją życiową ambicją nigdy nie stało się zwężenie talii, chodzenie z przyklejonym uśmiechem czy posiadanie różowej wanny (edit: żeby było jasne, nie mam nic do różowych wanien ;)). Po drugie: cieszy mnie gdy pokazuje się, że dziewczyny mogą wyglądać różnie, mieć różne rozmiary i kształty, ale jednocześnie nie godzę się na to, by przy wyrażaniu aprobaty dla krągłości jednocześnie dzielić dziewczęta na te „normalne” i „wychudzone” (czyli, de facto, po prostu przechylać szalę na drugą stronę). Dlaczego? Ano, może dlatego, że sama mam ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, długie nogi, stereotypowo „modelkowy” wygląd i doskonale wiem z autopsji, że dla wielu osób, które bulwersują teksty w stylu „jesteś gruba”, nie stanowi żadnego problemu powiedzenie do szczupłej dziewczyny „ale ty jesteś chuda/długa”. I po trzecie: proporcje lalki Barbie (tej oryginalnej) i tak odbiegają od proporcji ludzkiego ciała, jak wiele innych zabawek. Dlatego, że to lalka. Lalka, nie człowiek. A tymczasem, mimo licznych sygnałów ostrzegawczych, w telewizji, internecie i na billboardach sztucznych wizerunków prawdziwych (?) ludzi wciąż nie brakuje…
Przechodząc do sedna: kształt żadnej lalki nie będzie miał znaczenia gdy nie nauczymy dzieci – nie tylko dziewczynki – akceptować swoich różnic, dostrzegać własnego potencjału i mocy. Idąc tym tropem, trzeba by było wyprodukować dziesiątki różnych modeli Barbie, a i tak pojawiłyby się kolejne uwagi – odnośnie stroju, statusu, opakowania. Oczywiście, wygląd i pochodzenie zabawek są ważne – co sama często podkreślam – ale najlepsze zabawki nie przyniosą pożytku bez zmiany sposobu myślenia. Dlatego dziś chciałabym pokazać (przypomnieć?) kilka projektów, inicjatyw – o dziewczyn(k)ach i dla dziewczyn(ek) – które promują bycie silną w zdrowy sposób, uczą, że prawdziwa „girl power” to nie wystrzałowa sukienka czy trzepoczące rzęsy, a wewnętrzna siła, mądrość, decydowanie o sobie.
Zaznaczam, że w tym przypadku nie chodzi o projekty, które negują daną estetykę czy delikatność – nie w tym rzecz bo nie ma na to jednej słusznej recepty. W końcu, niezależnie od osobistego stosunku do rozmów o „dżender” i sporów dotyczących wyższości różu nad niebieskim, niezależnie od przyjętego stanowiska, chcemy żeby córki i matki, dziewczynki i kobiety, czuły się silne i szczęśliwe, nieprawdaż? ;)
1. „Strong is the new pretty” to hasło, a zarazem tytuł książki, która ma zostać wydana wiosną 2017 roku. Przesłanie to promuje konsekwentnie Katie T. Parker w swoim cyklu fotograficznym, ukazującym jej córki (5- i 8-latkę) oraz ich koleżanki w sposób spontaniczny, naturalny, łamiący „dziewczyńskie” stereotypy. Jest tu miejsce na sport, siłę, dobrą zabawę i dużo niepohamowanej radości. Pamiętasz głośną kampanię „Run like a girl”, w której dziewczyny pokazują, co naprawdę oznacza zachowywać się, biec, być jak dziewczyna? Jeśli nie, proponuję zajrzeć tutaj (uwaga, nie polecam Always tylko kampanię, to nie jest lokowanie produktu ;)). Córki Kate zdecydowanie obrazują tę ideę. :) Poniżej – kilka zdjęć z powiększającej się foto serii, którą sama z przyjemnością, raz po raz, odkrywam na nowo na Instagramie fotografki czyli tutaj.
2. „Pilotka” to seria książek z tekstem Piotra Wawrzeniuka i ilustracjami Doroty Wojciechowskiej, która ukazała się nakładem wydawnictwa Poławiacze Pereł. Seria, w skład której wchodzą: „Kosmonautka” , „Strażaczka”, „Agentka” (i czwarty tytuł, w przygotowaniu) opowiada o mamach wykonujących zawody zwykle przypisywane mężczyznom. Mamy te łączą obowiązki zawodowe z wychowywaniem dzieci pokazując, że można podążać za swoją pasją, niezależnie od płci. Każdy tom prezentuje 12 profesji, jednocześnie przełamując nawyki językowe – jak wspomniano na blogu Polska Ilustracja dla Dzieci, wszystkie żeńskie formy zawodów zostały skonsultowane z językoznawcą, prof. UW, Mirosławem Bańko i są poprawnie zbudowane, mimo że niektórych używa się bardzo rzadko lub nie używa wcale. Ze względu na taką rzadkość używania niektóre z nich mogą wydawać się dziwne, warto jednak pamiętać, że to często kwestia przyzwyczajenia. Swoją drogą, jaki jest rodzaj męski od słowa „mędrzec”? ;) Język jednak ma znaczenie!
3. Edukacja przede wszystkim! Dobrze wiedzą o tym w Islandii. To właśnie Islandia została okrzyknięta krajem, w którym najlepiej być kobietą. Choć wciąż pozostaje tam jeszcze trochę do wypracowania (m.in. pod względem różnic w zarobkach, widocznych między kobietami, a mężczyznami), Isladzki system dąży do wyrównywania różnic nie tylko na papierze, ale i w głowach najmłodszych obywateli. Edukację pod tym kątem zaczyna się już w przedszkolu, gdzie dziewczynki mają mówić „jestem silna!” i uczyć się doceniać swój potencjał, a w chłopcach pielęgnuje się cechy takie jak czułość, empatia czy opiekuńczość. Wideo na ten temat można zobaczyć tutaj.
(Screen z filmu, źródło: ITV News)
4. „Merida Waleczna” – bajka, którą obejrzałam jakiś czas temu i zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie na tle wszelkiej maści Roszpunek i Minionków. Nie pokazuje pięknej, pokornej, ugrzecznionej dziewczynki, a taką, która popełnia błędy, walczy o swoje zdanie. Jest tu też miejsce na zdanie chłopców, którzy również nie zawsze mają ochotę wykazywać się męstwem za wszelką cenę, i na ważną relację: matka – dorastająca córka, w której nie tylko ta druga uczy się i wyciąga wnioski… Kto nie widział – polecam. Uwaga: trailer, tradycyjnie trochę „sensacyjny”, niestety nie pokazuje tego, co najistotniejsze.
Duży wpływ na pielęgnowanie „kobiecej mocy” – lub jego brak – mają same kobiety. Godzenie się na postawy w najbliższym otoczeniu, które nie zawsze nam odpowiadają, umniejszanie sobie (lub innym kobietom), czasem obracanie sytuacji w żart (jako dowód dystansu/bezradności/obojętności, niepotrzebne skreślić) i, oczywiście, przekazywanie schematów dalej (co też pięknie obrazuje „Merida…”) – to akcje, które wciąż mają się za dobrze jako część naszej codzienności. Na szczęście, projekty takie jak te powyżej powstają, rozwijają się i w piękny, ciekawy sposób przypominają: jesteś kobietą – masz wybór, wpływ. Masz moc. :)
Jeśli znasz inne inicjatywy, filmy, książki, prace, które pokazują dziewczynkom „jasną stronę mocy”, a młodym kobietom – jak tę moc pielęgnować (i chłopcom – to, że męskość nie musi oznaczać braku opiekuńczości czy emocji!) bardzo zachęcam do kontaktu. Z chęcią przedstawię na łamach „Wyobraźniej!” kolejne wartościowe pomysły!